KSIĄŻKI

BERNARD ŁADYSZ
ARTYSTA ŻOŁNIERZ

Repertuar nagrań CD stanowiący dodatek do książki.

1. ARIA CHORĄŻEGO
2. ARIA SKOŁUBY
3. SCENA ŚMIERCI BORYSA
4. STARY KAPRAL sł. P.J. de Beranger,
5. KOZAK
6. PERSKA PIEŚŃ MIŁOSNA
7. NIE ZOBACZYSZ MATKO SYNA
8. ZIELONE LATA
9. GARI, GARI
10. MOJA MATKO JA WIEM

Wykonawcy:
1. B. Ładysz – bas,
Zespół Instrumentalny, dyr. A. Wicherek.
2. B. Ładysz – bas, Orkiestra Opery Warszawskiej,
dyr. J. Semkow.
3. B. Ładysz – bas, A. Malewicz – sopran, Orkiestra
Opery Warszawskiej, dyr. J. Semkow.
4. B. Ładysz – bas.
5. B. Ładysz – bas, J. Lefeld – fortepian.
6. B. Ładysz – bas, S. Nadgryzowski – fortepian.
7. B. Ładysz – bas, orkiestra symfoniczna
Centralnego Zespołu Artystycznego Wojska
Polskiego, dyr. W. Porczyński.
8. B. Ładysz – bas, Orkiestra Polskiego Radia,
dyr. S. Rachoń.
9. B. Ładysz – bas,
Zespół Instrumentalny Cz. Majewskiego.
10. B. Ładysz – bas, L. Rymkiewicz- Ładysz – sopran,
Orkiestra Polskiego Radia, dyr. S. Rachoń.

Pierwsze wrażenie jakiego można doznać przy spotkaniu i rozmowie z Bernardem Ładyszem, to niezwykła afirmacja życia i życzliwość do drugiego człowieka.

WIĘCEJ

Postawa ta wynika, jak sądzę, z wyniesionych tradycji rodzinnych i doświadczeń niezwykłego losu, z jakim zmierzył się nasz bohater.
Kilkunastoletni młodzieniec dokonuje trudnego wyboru –zagrożonej Ojczyźnie pragnie służyć w szeregach Armii Krajowej na ukochanej Wileńszczyźnie. Doświadcza upokorzenia, bowiem zostaje zesłany na Wschód do obozu w Kałudze. Stał się niewolnikiem drugiego okupanta – Związku Radzieckiego. Po wojnie przyjeżdża do Warszawy, tu szuka swojej rodziny. Jadąc do Łodzi, do swojej Mamy, zostaje przez rosyjskich bojców wyrzucony z pociągu. Ma złamany kręgosłup, nogi, bark.
– A jednak przeżyłem. Tylu moich bliskich i kolegów zginęło, a ja żyję – wspomina Bernard Ładysz. Cieszy się życiem. A że posiadł dar przepięknego głosu, śpiewa wszystkim, którzy tak jak on przeżyli koszmar wojny. Był i jest wielkim patriotą. Światopogląd ma niezmienny od dzieciństwa. Przede wszystkim kocha ludzi i im pragnie służyć. Jego pięknego głosu słuchają wszyscy, politycy i ci którzy są za, i ci, co są przeciw. Słuchają na Wschodzie i na Zachodzie. Nigdy nie pytał ile trzeba zainkasować za śpiewanie. Nie ulegał pokusom. Jak czynić – o to zawsze pytał swoją mądrą Mamę. Jakby podświadomie realizuje dewizę „zło dobrem zwyciężaj”.
W 1947 roku Bernard Ładysz wraca do służby wojskowej.
– Uratowało mnie wojsko, zostałem przyjęty do Zespołu Pieśni i Tańca WP, gdzie pomocną i serdeczną opieką otoczył mnie dyrektor Zespołu płk Teodor Ratkowski. Tenże wspaniały dyrektor, w kilka lat później przyczynił się do mojego sukcesu kiedy zdobyłem główną nagrodę w Vercelli. Złożył poręczenie za mnie, że powrócę do Polski z zagranicznych występów. To umożliwiło mój wyjazd – wspomina Maestro.
W 2012 r. Bernard Ładysz ukończył 90 lat. Jubileusz uczcił Teatr Wielki – Opera Narodowa w Warszawie, który 20 grudnia 2012 r. zorganizował swojemu artyście benefis. Na uroczystości zgromadziła się cała elita polskiej kultury. Obecny był Pan Prezydent RP Bronisław Komorowski z małżonką. Bernard Ładysz dzielił żołnierski los czasu wojny w jednym oddziale AK wspólnie z ojcem Pana Prezydenta Komorowskiego. Dostojny Jubilat otrzymał liczne gratulacje i prezenty nie tylko od twórców kultury. Minister Obrony Narodowej Tomasz Siemoniak, w obecności Szefa Sztabu Generalnego generała Mieczysława Cieniucha, wręczył majorowi Bernardowi Ładyszowi akt nominacyjny na stopień podpułkownika. Bernard Ładysz rozpoczynał wielką karierę w 1947 r. najpierw jako artysta chóru, a potem jako solista w Zespole Pieśni i Tańca Wojska Polskiego (późniejszy Centralny Zespół Artystyczny WP). W tej roli występował do lat siedemdziesiątych.
W benefisie, u boku artysty, była jego wierna towarzyszka życia – żona Leokadia Rymkiewicz-Ładysz, solistka Teatru Wielkiego – Opery Narodowej w Warszawie i ówczesnego Centralnego Zespołu Artystycznego WP. Na licznych koncertach tworzyli wspaniały duet, wykonywali niezapomniane szlagiery m. in. Moja matko, ja wiem, Niebieska chusteczka.
Jubileusz Bernarda Ładysza uczcił także Biskup Polowy Wojska Polskiego Józef Guzdek przyznając Jubilatowi Medal „Milito pro Christo” za wybitne zasługi dla kultury muzycznej i wierną służbę Bogu i Ojczyźnie.
Jesienią 1965 r. w Stołecznym Klubie Garnizonowym podziwiałem Maestra śpiewającego ówczesny hit żołnierskiej piosenki „Do woja, marsz!”. Jak wytrawny aktor zaprezentował wtedy na scenie i ofermę, i gieroja.
W pierwszych latach powojennych artysta śpiewał „Mszę polską” Wacława Lachmana w Kościele Garnizonowym przy ul. Rakowieckiej. Był zapraszany do śpiewania w Kościele Św. Krzyża.
-To mi dawało zawsze wiele satysfakcji i jako człowiekowi wierzącemu, i jako śpiewakowi. Poza tym w nawie kościoła głos rozbrzmiewa o wiele donośniej, wydaje się pełniejszy, bogatszy…
Za śpiewanie w kościele Najświętszego Zbawiciela w Warszawie, w intencji tragicznej śmierci gen. Sikorskiego, był karcony. Łajany przez przełożonego, swoją ujmującą szczerością odparł Ładysz: „Ale jak pan generał umrze, to ja panu też zaśpiewam”. Z Zespołem Pieśni i Tańca WP Ładysz koncertował również poza granicami kraju.
Bernard Ładysz, znany na całym świecie wielki artysta, będący u szczytu sławy, przy ogromnie wypełnionym kalendarzu zajęć artystycznych, zawsze znajdował czas także i dla wojska. Chętnie uczestniczył w jubileuszowych koncertach z Centralnym Zespołem Artystycznym Wojska Polskiego i z Centralną Orkiestrą Reprezentacyjną WP. Z tymi instytucjami dokonał licznych nagrań. Wielkimi szlagierami stały się piosenki patriotyczne w wykonaniu Bernarda Ładysza m.in. „Znasz – li ten kraj”, „Orzeł Biały”, „Zielone lata” czy pieśń „Nie zobaczysz matko syna”z oratorium „Zagrajcie nam dzisiaj wszystkie srebrne dzwony” Katarzyny Gartner i Ernesta Bryla. Koncerty, w których występował Bernard Ładysz były owacyjnie przyjmowane. Bardzo dobrze czuł się w żołnierskim mundurze.
Bernard Ładysz urodził się 24 lipca 1922 r. w Wilnie, w skromnej, kochającej się, zachowującej trwałe tradycje patriotyczne, rodzinie polskiej. Był najmłodszym spośród trzech synów. Wyrósł w tradycji wspólnego śpiewania i muzykowania. Wszyscy członkowie rodziny należeli do chóru „Harfa” przy Kościele o. Bernardynów.
Wszystkie święta kościelne, takie jak Boże Narodzenie, okres Wielkiego Postu, Wielkanoc, święta maryjne i pielgrzymowanie do miejsc cudownych objawień, były uświetniane występami chóru „Harfa”. Wszyscy członkowie rodziny młodego Bernarda byli bardzo muzykalni i obdarzeni pięknymi głosami. Wspólne śpiewanie było dla nich potrzebą serca. W domu Ładyszów sąsiedzi z rodzinnego Zarzecza często spotykali się na wspólne muzykowanie i śpiewanie. Talent Bernarda Ładysza kształtował się w takiej atmosferze ciepła rodzinnego oraz umiłowania muzyki i śpiewu.
Pierwszym sukcesem chóru „Harfa”, a pośrednio i Bernarda Ładysza, było zdobycie I miejsca na Zjeździe Chórów Polskich w Warszawie w 1935 r. Niestety, nad Polską nieubłaganie gromadziły się już czarne chmury II wojny światowej. Jeszcze w latach 1941-1942 Bernard kształcił się w zakresie muzyki, a w roku 1942 wstąpił do partyzantki. W Armii Krajowej przyjął pseudonim „Janosik” i dołączył do II Brygady Wileńskiej Armii Krajowej. Uczestniczył w operacji „Ostra Brama”. 7 lipca 1944 r. w wyniku zasadzki dostał się do niewoli i został wywieziony do obozu pracy przy wyrębie drzew w Kałudze. Nieludzkie, katorżnicze warunki pracy, przejmujący mróz oraz głód osłabiły jego organizm. Gdy zachorował, został skierowany do pracy w kuchni obozowej do obierania ziemniaków, a kiedy i ta praca okazała się za ciężka, przydzielono go do rozkładania porcji żywnościowych dla współwięźniów. Los sprawił, że w tym samym obozie więziony był Henryk Czyż, późniejszy znakomity dyrygent, kompozytor i pedagog. Założył Zespół Muzyczny Żołnierzy Repatriantów „Kaługa”. Kiedy usłyszał śpiewającego sobie więźnia Ładysza, natychmiast zaprosił go do wspólnego muzykowania. Za zgodą władz obozowych zespół koncertował w specjalnie na ten cel przygotowanej ziemiance, występował także w pobliskich kołchozach i sowchozach.
Bernard Ładysz powrócił do kraju w 1946 r. i zatrzymał się w Warszawie, by poszukać swojej rodziny. Gdy się dowiedział, że matka jest w Łodzi, zapragnął tam dojechać pierwszym nadarzającym się pociągiem. Ale i to okazało się niemożliwe, był to bowiem pociąg przewożący żołnierzy radzieckich. Ładysza wyrzucono w biegu, w wyniku czego doznał poważnego urazu kręgosłupa. Przez trzy miesiące leżał w szpitalu, w gipsowym gorsecie, z równoczesnym niedowładem ręki i nogi. Jego tułaczka nie miała końca. Imał się różnych zajęć, ale marzenia były ciągle takie same – dotyczyły śpiewu i muzyki. Nie było to jednak takie proste. Dla byłego AK-owca, więźnia sowieckich łagrów, droga do kształcenia była zamknięta. Ale wszystko udało się przezwyciężyć , dzięki uporowi i życzliwym ludziom, którzy poznali się na jego nieprzeciętnym talencie. W 1946 r. przyjęto go na studia w Państwowej Wyższej Szkole Muzycznej w Warszawie, w klasie prof. Wacława Filipowicza.
W 1950 r. dostał się do Chóru Opery Warszawskiej. Epizod pracy w chórze był bardzo krótki. Wkrótce, w nagłym zastępstwie, wystąpił w partii księcia Gremina, w operze Eugeniusz Oniegin Piotra Czajkowskiego. Występ był tak udany, że niebawem zastąpił chorego solistę partii Zbigniewa w operze Straszny dwór Stanisława Moniuszki. W ten sposób Opera Warszawska pozyskała nowego solistę. Występy młodego śpiewaka w tak dużych i odpowiedzialnych partiach operowych, bez prób muzycznych i scenicznych, były prawdziwym sprawdzianem jego uzdolnień muzycznych i wokalnych.
Następną wspaniałą kreacją wokalną i aktorską Bernarda Ładysza był Mefisto w Fauście Charlesa Gounoda. O Ładyszu było w Polsce głośno, oto bowiem właśnie pojawił się nowy bas o pięknym głosie oraz nieprzeciętnych uzdolnieniach wokalnych i aktorskich. Drzwi do wielkiej kariery zostały przed Bernardem Ładyszem uchylone. Ale dopiero udział w Międzynarodowym Konkursie Wokalnym w Vercelli w 1956 r. i zdobycie najwyższej nagrody „Primo Premio Assoluto” sprawiło, że wielka światowa kariera artystyczna stanęła przed nim otworem. Wyjazd do krajów zachodnich w tamtych czasach nie był łatwy.
– To pułkownik Teodor Ratkowski, ówczesny dyrektor Centralnego Zespołu Artystycznego Wojska Polskiego zaręczył swoją głową, że mogę jechać na Zachód, że na pewno wrócę do Polski – wspomniał Bernard Ładysz.
O zaangażowanie artysty zabiegały największe teatry operowe, na czele z mediolańską La Scalą, która miała przywilej angażowania laureatów najwyższej nagrody z Vercelli. Bernard Ładysz wybrał jednak Teatro Massimo w Palermo, gdzie zaproponowano mu udział w trzech operach: w Cyruliku sewilskim w roli Don Basilia, w Don Carlosie w partii króla Filipa II oraz w Nieszporach sycylijskich w partii Giovanniego da Procida. W sumie odbyło się 15 spektakli, które były wielkim sukcesem młodego polskiego śpiewaka. Ładysz występował z największymi sławami śpiewu i dyrygentury. Brawurowo rozpoczął i dalej kontynuował swoją karierę na najwspanialszych światowych scenach operowych . Wielkim wydarzeniem artystycznym było tournee po krajach Europy Zachodniej z La Scalą.
W 1959 r. uczestniczył w nagraniu płytowym opery Łucja z Lammermooru Gaetano Donizettiego, wspólnie z wielkimi gwiazdami światowej wokalistyki m. in z Marią Callas.
W rok później zaprezentował wielką kreację wokalną i aktorską wykonując partię Borysa w Borysie Godunowie Modesta Musorgskiego. Na Borysa Godunowa organizowano wycieczki z całego kraju – tylu było chętnych, by podziwiać wielki talent Bernarda Ładysza i jego mistrzowską kreację postaci Borysa.
Każda rola, każda postać, którą kreował, tchnęła wielkością jego talentu muzycznego i aktorskiego. Każda postać przez niego kreowana tchnęła prawdą, niezależnie od tego, czy była to postać tragiczna, czy komiczna. Ładysz był mistrzem słowa, mimiki i gestu. Znakomicie czuł się we wszystkich stylach muzycznych, od baroku, poprzez klasykę, romantyzm, weryzm, aż po muzykę współczesną.
Szczególnie utrwaliły się w naszej pamięci postaci, które kreował Bernard Ładysz: Wielki Inkwizytor w Don Carlos Giuseppe Verdiego, Archireios w Król Roger Karola Szymanowskiego, Cesarz Selwa w Usziko Tadeusza Paciorkiewicza, król Zygmunt August w Buncie żaków Tadeusza Szeligowskiego, Priam w Odprawie posłów greckich Witolda Rudzińskiego, Zbigniew i Skołuba w Strasznym dworze Stanisława Moniuszki.
Maestro był także wybitnym wykonawcą dzieł oratoryjnych i pełnospektaklowych oper autorstwa Krzysztofa Pendereckiego: Pasja wg św. Łukasza, Diabły z Loudun, Jutrznia, Te Deum.
Bernard Ładysz to artysta wszechstronny, znakomity we wszystkich formach i stylach muzycznych, które podejmuje się prezentować. Jego nieprawdopodobna muzykalność, wrażliwość na piękno frazy muzycznej, wierność w odczycie intencji kompozytora, a przy tym znakomita dykcja sprawiają, że każdorazowo widz i słuchacz zdaje sobie sprawę z tego, że obcuje z prawdziwe wielką sztuką. Niezależnie od tego, czy będzie to opera, oratorium, pieśń artystyczna, musical, piosenka czy rola filmowa – we wszystkich formach Bernard Ładysz jest doskonały i prawdziwy.
– Śpiewać trzeba sercem – mówił artysta.
Swój donośny głos z łatwością ogarniający wielkie audytoria Ładysz potrafi czynić wzruszająco delikatnym w pieśniach. W kantylenę Błogosławię was lasy Piotra Czajkowskiego wkładał duszę kresowiaka, znał sekrety ornamentyki, czar piano mezza voce przydatne w Perskiej pieśni miłosnej Antoniego Rubinsteina. Urzekał w spolszczonych wersjach arcydzieł Franciszka Schuberta: niegasnącą frazą Tyś ciszą mą i romantyczną nostalgią w Wędrowcu. Ale na polskich, pirackich przeważnie, płytach Ładysza o wiele więcej niż tego rodzaju pieśni, jest piosenek. Śpiewał żołnierskie, masowe, radzieckie, polskie rozrywkowe i rosyjskie romanse. Z pewnością rozmieniał w ten sposób swój talent na drobne, ale lubił je. Przyniosły mu szeroką popularność, bo przeważnie w takim repertuarze występował w radiu, telewizji i na tak zwanych dawniej „koncertach dla świata pracy”. I jaka by nie była błaha piosenka, czepiała się pamięci uszlachetniona głosem Ładysza. Można zresztą zrozumieć, że basa takiego kalibru kusi śpiewanie popularnego Bajkału, Ładysz tej pokusie ulegał.
Jego przeżycie każdego wykonywanego utworu, niezakłamane i szczere, potęguje bardzo wyrazista i żywa mimika oraz spojrzenie, którym bez słowa umie wyrazić każde uczucie – od czułości, ciepła, miłości, władczej potęgi, wzgardy czy nienawiści. Jakże często wykorzystuje Bernard Ładysz tę rzadką umiejętność oddziaływania na widza i słuchacza, tę magię piękna głosu, muzyki, słowa i szczerego przeżycia, którą emanuje jego twarz i wzrok. Jakże nie ulec tej magii?
Wielki i niezwykle skromny artysta, śpiewający sercem, najlepszy nie tylko w Polsce na przestrzeni całego półwiecza ładyszowy bas, zasłużył na powszechny szacunek i uznanie.

MNIEJ